*Liv*
Czułam, że już usypiam, więc położyłam się już do łóżka. Nastawiłam jeszcze budzik na 8:30 i położyłam telefon na półce. Długo próbowałam usnąć, ale było trudno. Cały czas myślałam o szkole, jak to będzie... Po przeżyciach w gimnazjum, nie chcę już chodzić do szkoły... W końcu udało mi się usnąć, ale budziłam się w nocy dużo razy. Tak jak przewidywałam, obudziłam się wcześniej. Była 7:47. Wstałam, rodziców nie było w domu (jak zwykle) bo są w pracy od 7 rano. Podeszłam do szafy, ubrałam się, związałam włosy na odwal się, złapałam za telefon i poszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Jak co niedzielę na śniadanie było mleko z płatkami i bananem. To u mnie norma. Nagle słyszę chatakterystyczny dzwonek mojego telefonu.
- Liv?! - odezwał się głos w telefonie.
- Tak, tak. Co tam Mia? - odpowiedziałam i włączyłam głośnomówiący.
- Ubieraj się i chodź na deskę! - krzyczała z entuzjazmem, jakgdyby nigdy nic.
- Coś się stało? Okej zaraz się ubiorę... - i rozłączyłam się.
Na szybko dokończyłam śniadanie i wstawiłam miskę do pustego zlewu, a następnie pokierowałam się do łazienki, by umyć swoje zęby z aparatem. Krótko mówiąc byłam wiecznie niezadowoloną z życia prawie 16 latką o ciemnobrązowych włosach sięgających do 3 cm za łokieć i o szaro - zielonych oczach, wiecznie kryjących wstyd i zażenowanie. Aparat na zęby noszę od 2 gimnazjum i mam nadzieję, że niedługo mi go zdejmą. Moją brzydotę podkreślają jeszcze duże okulary o grubych, czarnych oprawkach. Zwykle wyśmiewali się ze mnie, że jestem gruba, więc wzięłam się za siebie i schudłam 10 kg. Niestety wzrost pozostał ze mną i 175 centymetrowa prawie 16 latka została na tym świecie. Teraz ważę 55 kg i jestem z tego szczęśliwa.
Myłam swoje zęby standardowo 3 minuty, a następnie oczyściłam twarz i nałożyłam na nią fluid i tusz do rzęs. Włosy związałam w moją ulubioną fryzurę, czyli luźnego koka z wychodzącymi po bokach pasmami włosów. Zarzuciłam na plecy mój biały plecak i otworzyłam szafkę na przedpokoju, a następnie wyjęłam moją różową fiszkę.
- Zapomniałabym o najważniejszych! - krzyknęłam i szybko pobiegłam na górę. Do plecaka spakowałam jeszcze moją ulubioną książkę i różowego PowerBanka.
Wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz. Mia jechała na swojej granatowej fiszce w moją stronę. Była to smukła blondynka o włosach do łopatek. Jej oczy zawsze promieniały radością, a na twarzy widniał szeroki uśmiech. Jest ode mnie niższa o parę centymetrów - ma 167 cm wzrostu. Jej styl ubioru był podobny do mojego, więc w sprawie ciuchów zwracałyśmy się tylko i wyłącznie do siebie. Różniłyśmy się bardzo i myślę, że to nas do siebie zbliżyło. Poznałyśmy się zaraz jak się tu wprowadziłam, czyli jakiś rok temu w wakacje. Od tamtego czasu trzymałyśmy się razem. Gdy chodziłam tu do gimnazjum musiałam sobie radzić sama bo Mia chodziła wtedy do innej szkoły. A teraz idealnie dopasowali nas do tej samej klasy. Mamy swoje tematy, nocujemy u siebie itp. itd.
*Mia*
Myślę, że Liv to szczęśliwa osoba, ale potrzebuje więcej motywacji. Zawsze się wspieramy i większiść rzeczy robimy razem, tym bardziej, że oby dwie nigdy nie miałyśmy chłopaka. Liv boi się ich najbardziej, gdy opowiedziała mi o co chodzi zrozumiałam ją i nie próbowałam zaprzeczać, że chłopaki to ZŁO. Współczuję jej, że miała taką sytuację, no ale zdarza się. Na dodatek jej rodziców ciągle nie ma w domu bo pracują od 7:00 do 21:00. Liv zwykle całymi dniami w wakacje siedzi ze mną, wychodzimy na dwór, a wieczorem zamyka się w pokoju i cały czas spędza na siedzeniu w komputerze, telefonie lub tablecie. Jej zainteresowania to portale społecznościowe i blogi. Sama kilka pisze i wychodzi jej to. Mieszkam kilka domów od niej, więc czasami widuję ją w oknie o nocnej porze z słuchawkami w uszach.
Resztę dnia spędziłyśmy na jeżdżeniu na deskach i zwiedzaniu naszego miasta. Lubiłyśmy razem chodzić na dłuższe spacery. Mogłyśmy się wtedy wygadać i posłuchać ciszy miasta. Mieszkałyśmy w tak nudnej dzielnicy, że do każdej większej musiałyśmy dojeżdżać autobusem, do którego przystanku idzie się 30 min. Był jeden plus. Mieszkałyśmy 15 minut od morza. Często tam chodziłyśmy się poopalać, czy pograć w siatkówkę.
*Liv*
Nasz dzień zakończył się w miarę normalnie - poszłyśmy do ogródka Mii by napić się zimnej lemoniady i powspominać te wakacje. Siedziałyśmy tam może do 21:00 po czym poszłam do domu. Wieczorna rutyna wyglądała tak samo jak poprzednio: muzyka, kąpiel, nastawianie buzika (tym razem na 5:40) i spanie.
Głośny dźwięk budzika rozbudził mnie ze snu, którego nagle zapomniałam. Usiadłam na moim łóżku, odepchnęłam kołdrę na prawo i zwiesiłam z niego nogi, po czym wsadziłam je w kapcie. Musiałam się spakować, wziąć nowy plan i rozpiskę klas, w których będę miała nowe lekcje. Kiedy spakowałam już wszytskie 8 przedmiotów, które dziś będę miała, podeszłam do szafy.
- Pffffff. Trudny wybór. - westchnęłam i zaczęłam się zastanawiać nad moim ubiorem. Jednak po krótkiej chwili zdecydowałam się na białe spodnie z dziurami na kolanach i przetarciami na całej długośc. Do tego dobrałam czarną bluzę z długim rękawem i z nadrukiem "Break The Rules", bo było chłodniej niż zwykle (i tak zawsze podwijam rękawy). (ogółem rozpoczęcia roku tam nie było, dostaliśmy maile z planem lekcji i rozpiską sal) Do tego dobrałam czarne trampki ze świecącą podeszwą, dwie wstążki i tatoo choker na rękę. W uszy wsadziłam dwie pary kolczyków: w każde ucho dwa inne kolczyki (czarna i biała kulka w lewe i czarna i biała kulka w prawe).
Wzięłam ze sobą kosmetyczkę, telefon i ładowarkę, a potem poszłam do łazienki. Standardowo: zęby, włosy (tak samo luźny kok jak dzień wcześniej) i makijaż. Dodatkowo pomalowałam usta pomadką o przeźroczystym kolorze i zapachu Sprite'a. Wyczyściłam okulary specjalną ściereczką i założyłam na swój nos. Weszłam do pokoju po plecak i zeszłam na dół. Na stole leżało gotowe śniadanie, bo rodzice wyjechali do pracy 5 minut temu. Spojrzałam na zegarek - wybiła *6:45*. Nie musiałam się spieszyć. Zjadłam śniadanie i pozmywałam po sobie, a następnie zadzwoniłam do Mii. Gadałyśmy przez parę minut, a o 7:00 wyszłam po Mię. Zadzwoniłam dzwonkiem do jej domu, otworzyła jej mama i wpuściła mnie do środka. Po schodach pędziła Mia.
- Hej! - krzyknęła kierując się w moją stronę.
- Hej. Spakowana? - zapytałam i powoli wyszłyśmy z jej domu.
- Tak, tak. A ty?
- Już o 6:00. - zaśmiałam się.
Szłyśmy do szkoły spacerkiem a raczej tylko przez 30 minut, bo dalej dojeżdżałyśmy autobusem. W szkole byłyśmy gdzieś koło 7:37. Gdy wysiadłyśmy z pojazdu, stanęłyśmy jak wryte. Przed liceum było pełno ludzi, którzy rozmawiali tak głośno, że można było usłyszeć każde ich słowo. Po chwili weszłyśmy do holu głównego gdzie był plan szkoły. Przekierowałyśmy się na piętro 2 do sali 63. Tam siedziało paru uczniów, coś koło 10, z czego nasza klasa miała liczyć 32 osoby. Lekcje miały się rozpocząć za 12 minut. Poszłyśmy na pobliski parapet, pogadałyśmy trochę, po czym bardzo szybko zleciał nam czas i zadzwonił dzwonek. Weszłyśmy jako ostatnie. Rozejrzałyśmy się po klasie. Nie było wolnych miejsc aby usiąść razem. Pani posadziła nas z... CHŁOPAKAMI. Niestety Mia siedziała w rzędzie przy ścianie a ja w rzędzie przy oknie. Dzielił nas środkowy rząd i ONI. Mnie pani przysadziła do chłopaka mojego wzrostu o miłym uśmiechu i brązowych oczach z pieprzykiem pod jednym z nich. Wyglądał na sympatycznego, a czy taki był? Mia została przydzielona do wysokiego blondyna o kościstych policzkach i szerokim uśmiechu. Po 2 minutach zamieszania wychowawczyni oznajmiła: "Na każdym przedmiocie będziecie siedzieć z tymi samymi osobami", a następnie sprawdziła listę obecności. Mnie wyczytała jako 8.
- Livia Cooper. - powiedziała i rozejrzała się po klasie w poszukiwaniach mojej osoby.
- Jestem. - powiedziałam i uniosłam dłoń, aby mogła mnie ujrzeć.
- Dobrze. - mówiła dalej. - Leondre Devries. - jego wyczytała jako 9.
- Tutaj. - podniósł rękę siedzący koło mnie chłopak o ciemno - brązowych włosach z rozjaśnianą grzywką. Po bokach i z tyłu jego włosy były krótsze niż reszta. W sumie chłopak był nawet ładny. Starałam się nie patrzeć w jego stronę.
Resztę lekcji nic się nie odzywałam, a gdy zadzwonił dzwonek na przerwę trochę mi ulżyło. Spakowałam się i chciałam wyjść z klasy, ale czyjaś dłoń mnie zatrzymała.
- Czekaj. - zawołał znajomy mi głos. Odwróciłam się, a tam napotkałam sąsiada z ławki. Energicznie wyrwałam nadgarstek z jego uścisku. - Coś się stało?
- Nie nic, nic. - odpowiedziałam i patrzyłam się w ziemię.
- Jesteś tu nowa? - zapytał.
- W pewnym sensie. - i zmieniłam pozycję. Wyprostowałam się lekko i splotłam ręce na wysokosci żeber. Dopiero wtedy zauważyłam jego śnieżno - białe zęby, które szczerze się do mnie uśmiechały.
- To znaczy? - i powoli 'wypychał' mnie z klasy. Jego dotyk na moich plecach lekko mnie denerwował, czułam się nieswojo.
- Mieszkam w tym mieście od roku, chodziłam do gimnazjum 'BelGaso' ale teraz już czas na liceum, więc no... - szlismy razem w stronę kolejnej sali, która była na parterze. Rozmawialiśmy chwilę i w sumie oswoiłam się trochę. Był dla mnie bardzo miły. Opowiedział co nie co o sobie, a jego styl - perfekcyjny. Szara bluza bez nadruku z podwiniętymi rękwami, czarna czapka na głowie, czarne spodnie z dziurami na kolanach i czarne trampki. Dodatkowo iPhone wystający z kieszeni i biała słuchawka w jednym uchu.
Gdy spotkałam się z Mią, która podbiegła do mnie roztrzęsiona od razu spytałam o co chodzi.
- Co jest? Coś ci zrobił?
- Co? Nie, on jest cudoooowny! - Mia rozmarzyła się trochę. - Jego oczy, i policzki są cudne! A jak tam z twoim? - zapytała skupiając się na chwilę na tym co miałam zamiar powiedzieć.
- Nie jest zły. W miarę miły i przystojny. Rozmawialiśmy chwilę. Sympatyczny. - zaśmiałyśmy się. Nigdy nie spotkałam tak miłego chłopaka.
- A posłuchaj jak u mnie! Nazywa się Charlie Lenehan. Jest tutaj nowy, mieszka tu od 6 miesięcy, przeprowadził się z Anglii. Mieszka w naszej okolicy, parę minut przed przystankiem autobusu. - powiedziała i chciała powiedzieć jeszcze więcej, ale przerwał jej dzwonek na matematykę.
Siedliśmy na tych samych miejscach co na lekcji wychowawczej, czyli ja i Leondre w ostatniej ławce od okna, a Mia i Charlie w ostatniej ławce od ściany. Lekcja przemijała normalnie. Widziałam, że Mia zaczęła rozmawiać z Charliem, więc ucieszyłam się z tego powodu. Leondre co jakiś czas pytał mnie o różne rzeczy związane z moim życiem. Cieszyłam się, że nie jest takim chłopakiem jak chłopaki z gimnazjum. Miło się z nim rozmawiało. Nasza nieznajomość przerodziła się w lekką znajomość.
- Leondre? - zapytałam. - Mogę cię o coś zapytać? - chciałam zacząć rozmowę aby nie było, że jestem małomówna czy coś.
- Mów mi Leo, ok Livia? - spojrzał mi w oczy. Wystraszyłam się.
- Dobrze Leo. A ty mów mi Liv. - i ukazałam lekki uśmiech na twarzy.
- No, a więc o co chciałaś mnie zapytać?
- Emmm... Co myślisz o... Prześladowcach na przykład w gimnazjum, czy szkole podstawowej? - zapytałam i od razu spojrzałam w swój zeszyt. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, że to może dotyczyć mnie...
- Mmmh. - westchnął - Mogę powierzyć ci sekret? - zapytał i złapał mnie za nadgarstki.
- Tak, jasne. - bałam się odpowiedzi, a jego ręce były na moim ciele.
- Ja sam byłem prześladowany. - przeniósł swoje dłonie na moje - Nie powiesz nikomu, prawda? - spojrzał na mnie błagającym wzrokiem.
- Tak... - próbowałam powstrzymać łzy, ale jedna z nich popłynęła na moją rękę - tak.
- Ej, halo, Liv! Co się stało??? - dotknął ręką mojego podbródka i lekko uniósł do góry - Co jest?
- A jak myślisz? - w tym momencie zrobiło mi się tak źle, czułam jakby znowu kopali mnie po brzuchu, bili w twarz, a zarazem szkoda mi było Leo. Czułam, że nie jestem jedyna, ale to dawało mi jeszcze więcej przykrości - Ja też... Byłam prześladowana. - zaczęło ze mnie lecieć coraz więcej łez, ale siedziałam w ostatniej ławce i widział je tylko Leondre.
- Kurcze, nie martw się. - otarł ze mnie łzy, ale sam nie mógł się powstrzymać. Objął mnie ramieniem jakbyśmy się znali dobre parę lat. Jego łza spadła na moje plecy. Czułam bicie jego serca. Był taki miły dla mnie. Jego ciepło... Czułam się tak dobrze. Jakbym miała przyjaciela.
***dzwonek***
- Okej, otrzyj łzy i chodź, pokażę ci coś. - powiedział, zabrał rzeczy ze swojej ławki i złapał za nadgarstek. Przejechał po nim palcem. Przez jego ramię widziałam co się tam działo. Miał rany. Okaleczał się. Przykro mi było patrzeć na to, więc wychodząc ze szkoły za rękę puściłam go i stanęłam.
- Leo... - spojrzałam mu w oczy - Widzę, że lubisz rysować. - i odsłoniłam wstążkę z ręki. Ukazało mu się 5 blizn.
- Co? - spojrzał na moją rękę, a następnie na swoją. - Tak. Tak właśnie jest. A teraz chodź. - i z przygnębioną miną zaprowadził mnie na tyły szkoły. - Wiesz co? W tej szkole kiedyś było też gimnazjum. Nie tak dawno. Bo jeszcze rok temu chłopak o imieniu Leondre uczęszczał tutaj do 3 gimnazjum. A w tym miejscu - wskazał palcem ma pomazaną sprayem ścianę - go bito.
Nie mogłam uwierzyć. On, był bity tutaj, w tej szkole. Zastanawiało mnie jedno. Czy ktoś to w ogóle zauważył? Przez ile lat był gnębiony i poniżany? Do kogo się zwrócił? Czy ktoś mu pomógł? Miałam tyle pytań w głowie... W pewnym momencie podszedł do mnie i powiedział.
- Mam nadzieję, że już nigdy nie zrobią nam takiej krzywdy, ani my sobie też. - trzymając mnie za ręce, puscił je i przeniósł je na ramiona. PRZYTULIŁ MNIE. Pierwszy chłopak w życiu przytulił mnie. To był dla mnie szok. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale zrobiłam to samo. Staliśmy tak, aż do dzwonka, czyli coś koło minuty. Potem bez słowa pokierowaliśmy się w stronę sali od biologii. Reszta dnia - bez słowa.
Kiedy wychodziłam z Mią ze szkoły podbiegli do nas Leondre i Charlie. Wyższy z nich stanął koło Mii, a Leondre koło mnie.
- Odprowadzimy was do domu. Mamy po drodze. - powiedział blondyn.
- Okej! - uradowana Mia uśmiechnęła się w stronę Charliego.
- Może być. - wymamrotałam pod nosem. Obojętne mi było już wszytsko. Chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o Leondre. Na nim mi zależało.
Charlie odłączył się jako pierwszy 5 minut za przystankiem. Nastęonie była Mia. 5 minut przed moim domem. A teraz JA i LEONDRE. Odprowadził mnie pod same drzwi.
- Nie martw się tym co jest teraz, bo teraz nic ci nie grozi. W naszym liceum są osoby z wzorowym lub bardzo dobrym zachowaniem. Nikt ci nic nie zrobi, nikt cię nie zrani, rozumiesz? - zapytał.
- Mam taką nadzieję. - powiedziałam i chciałam już wejść do domu, kiedy usłyszałam jego słowa.
- Dasz mi swój numer? Zadzwoniłbym wieczorem, pogadamy, możesz mi się wyżalić. - zapytał i wystawił telefon.
- Tak, jasne. Dzwoń kiedy chcesz. - i wpisałam mój numer w jego telefon. Na pożegnanie przytulił mnie jeszcze raz i poszedł dalej do swojego domu. Ten dzień był cudowny. Poznałam cudownego czlowieka. Rozumiejącego, czułego i kochającego. Wiedziałam, że ten rok szkolny będzie idealny.